„Na bocznicy kolejowej obozu koncentracyjnego Dachau stało 39 pordzewiałych wagonów towarowych. (…) Miejsce było całkowicie opustoszałe, ciszę zakłócało jedynie brzęczenie tysięcy much unoszących się ponad wagonami. Ze środka wydobywał się duszący straszliwy fetor. Do bocznicy ostrożnie zbliżali się amerykańscy żołnierze. W hełmach, z odbezpieczonymi automatami w rękach. (…) Na rozkaz oficera – por. Williama P. Walsha – jeden z szeregowców otworzył wagon. Drzwi rozwarły się ze skrzypnięciem, a oczom Amerykanów ukazał się upiorny widok. W środku znajdował się stos poskręcanych, szczepionych ze sobą ludzkich ciał”. - pisze Piotr Zychowicz.
W dalszej części tekstu autor opisuje reakcję amerykańskich żołnierzy 3. Batalionu 157. Regimentu 45. Dywizji Piechoty armii Stanów Zjednoczonych, którzy 29 kwietnia 1945 roku wyzwolili Dachau – pierwszy obóz koncentracyjny III Rzeszy. Zaprawieni w bojach żołnierze US Army, którzy na wojnie widzieli już niejedno, pod wpływem wstrząsu wywołanego odkryciem potworności niemieckich zbrodni przystąpili do dokonywania niezwykle brutalnego samosądu.
Masakra zaczęła się od rozstrzelania czterech niemieckich jeńców, których akurat doprowadził wysłany przodem amerykański patrol.
„Porucznik Walsh tymczasem wbiegł między baraki. Tam zobaczył kolejnego jeńca. Wpadł na niego z impetem, powalił na ziemię i zaczął dźgać kolbą karabinu. Niemiec zerwał się na nogi, ale Amerykanin gonił go, zadając mu kolejne ciosy.
- Bydlaku! Bydlaku! Bydlaku! - krzyczał”.
Był to dopiero początek samosądu, którego efektem było zamordowanie tego dnia od 40 do 50 jeńców. Kolejnych kilkudziesięciu uśmiercili sami byli więźniowie.
Piotr Zychowicz opisuje też w swoim tekście zaskakującą reakcję gen. George’a Pattona i późniejsze systemowe tuszowanie tej masakry. Jej szczegóły na jaw wyszły dopiero w 1991 roku, szokując amerykańską opinię publiczną.

Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Komentarze
Zabijając ich na miejscu, Amerykanie dokonali zbrodni wojennej. Wiem, że byli wstrząśnięci tym, co zobaczyli, ale zbrodnia jest zbrodnią, bo ci Niemcy nie zginęli w walce, ale jako jeńcy.
Niemcy w czasie procesu mieliby więcej czasu na zrozumienie swojej zbrodniczej, ludobójczej działalności. Może niektórzy nawróciliby się, prosząc Pana Jezusa o miłosierdzie. Do nawrócenia i prośby o Boże miłosierdzie ma każdy, nawet największy grzesznik.
Świetnym przykładem działania Ducha Świętego jest tu były komendant KL Auschwitz Rudolf Hoess, który pod wpływem człowieczeństwa polskich strażników więziennych zaczął się nawracać. Zdołał się wyspowiadać i przyjąć Komunię Św. Zostawił szczere oświadczenie o swojej winie wobec Polaków, umarł z godnością nawróconego człowieka. Proszę od razu nie reagować krzykiem, że jak to, mógł zabić tyle osób i nawrócił się i jest ok? Oczywiście jest winnym ludobójstwa i skutki jego grzechów są odczuwalne jeszcze długo. Jest jednakże dobrze, że prosił Boga o litość, ale nie wiemy jaką karę czyśćcową musi za to ponosić i ile ona potrwa. A kara czyśćcowa jest straszna. Wiemy też, że Pan Bóg nie chce śmierci (wiecznej) grzesznika, ale by się nawrócił i żył (wiecznie), proszę sięgnąć do Księgi Ezechiela, gdzie Pan Bóg mówi o tym kilka razy, jakby chciał to podkreślić.