PIOTR ZYCHOWICZ: Dzieje Europy Wschodniej ostatnich 500 lat to dzieje rywalizacji między Rosją a Rzeczpospolitą. O co toczyły się te zmagania?
ANATOL TARAS: O terytoria. Po pierwsze, o Wielkie Księstwo Litewskie, Ruskie i Żmudzińskie (bo taka jest pełna nazwa tego państwa). A po drugie, o Liwonię, czyli obecne ziemie Białorusi, Ukrainy i trzech państw bałtyckich – Litwy, Łotwy, Estonii.
Rosja lubiła i lubi przedstawiać się jako opiekunka Białorusinów i Rusinów, swoich „słowiańskich braci” zagrożonych przez „obcą” Polskę. Czy rzeczywiście narodom tym etnicznie jest bliżej do Rosjan niż do Polaków?
Moje zdanie w tej kwestii opiera się na wnioskach genetyków i antropologów z Rosji (grupa Eleny Bałanowskiej i Anatolija Kliesowa), a także z Białorusi (Aleksieja Mikulicza) oraz na publikacjach naukowców innych specjalności – lingwistów, psychologów, historyków. Z punktu widzenia genetyki i antropologii Białorusinom znacznie bliżej jest do Polaków, szczególnie do potomków Mazurów, niż do współczesnych Rosjan. Jedynie mieszkańcy rosyjskich obwodów – pskowskiego, części nowogrodzkiego, części twerskiego i smoleńskiego – to potomkowie Krywiczów, czyli bezpośrednich przodków Białorusinów. Ale nie Rosjan. Rosjanie są bowiem potomkami Finów i Turków (Tatarów, Protobułgarów, Baszkirów i innych). Teza o „trzech bratnich narodach” – rosyjskim, białoruskim, ukraińskim – i o rosyjskim „starszym bracie” jest tezą polityczna, a nie naukową.
Czy Rosja jest więc w ogóle państwem słowiańskim?
Już dawno udowodniono, że nazwę „Ruś” państwo moskiewskie ukradło Rusi Kijowskiej, czyli przodkom Ukraińców. To jest oczywiste. Odpowiedź na pytanie, które narody są słowiańskie, a które nie, zależy od tego, jak zdefiniujemy Słowian. Jeśli założymy, że Słowianie to posiadacze określonych genów, to obecni Rosjanie nie są Słowianami. Jeśli rozumieć pod pojęciem określoną strukturę języka, jego podstawowy słownik, a także kulturę, to wielu obecnych Rosjanie jest Słowianami.
Czy językom białoruskiemu i ukraińskiemu jest bliżej do polskiego czy rosyjskiego?
W czasach Wielkiego Księstwa Litewskiego język białoruski był bliższy polskiemu. Teraz, po 220 latach ukierunkowanej kompleksowej rusyfikacji, stał się bliższy językowi rosyjskiemu. Nie mogę mówić o języku ukraińskim, ponieważ dobrze go nie znam.
Czy to bliskość genetyczno-językowa skłoniła Polaków i zamieszkującą Wielkie Księstwo Litewskie szlachtę ruską do stworzenia wspólnej Rzeczypospolitej?
Bez wątpienia czynnik ten odegrał rolę. Główną przyczyną nie była jednak ta bliskość, ale zagrożenie ze strony Moskwy. Gdyby Moskwa nie prowadziła kolejnych wojen przeciwko Wielkiemu Księstwu, to Rzeczpospolita by nie powstała. Znalezienie przez Wilno sojusznika przeciwko Moskwie było wówczas dla Wielkiego Księstwa kwestią życia i śmierci. A najbardziej odpowiednim sojusznikiem z punktu widzenia geograficznego, historycznego, genetycznego i językowego była Polska. A nie Szwecja, Prusy czy Austria.
Kiedy Rzeczpospolita i Rosja znalazły się na kursie kolizyjnym?
Konflikt rozpoczął się od razu. Zawarta w 1569 r. unia lubelska stała się wyzwaniem dla Moskwy. Już wtedy toczyła się walka o Inflanty. Dzięki zawarciu unii lubelskiej zwycięstwo w tych zmaganiach odniosła Rzeczpospolita. Po 80 latach Moskwa się zrewanżowała. Chodzi oczywiście o straszne czasy potopu szwedzkiego opisanego tak obrazowo przez Sienkiewicza.
Na początku konfliktu polsko-rosyjskiego to jednak Rzeczpospolita była górą.
Trudno wskazać jedną przyczynę. Możliwe, że Rzeczpospolita dysponowała przewagą psychologiczną – „wojowniczym duchem” sarmackich wojowników, którzy po podbiciu Słowian-rolników zostali szlachtą. Do tego dodajmy przewagę wojskowo-techniczną, lepszy system zarządzania państwem. Potem role się zmieniły, na 300 lat przewagę uzyskała Moskowia. Obecnie przewaga jest ponownie po stronie Zachodu.
Apogeum polskich triumfów nad Moskalami to rok 1610 i zdobycie Moskwy. Niestety, zwycięstwo to nie zostało wykorzystane.
To zależy od tego, jak to interpretować. W wojskowym aspekcie – zgoda ‒ wszystkie możliwości nie zostały wykorzystane. Głównym tego powodem był coraz bardziej odczuwalny brak funduszy. Król Zygmunt, podobnie jak inni królowie Rzeczypospolitej, nie miał pieniędzy na prowadzenie dłuższej wojny. Ponadto od razu było wiadomo, że nie ma żadnych szans na dłuższe utrzymanie Moskowii pod kontrolą Rzeczypospolitej. Tylko wojna mogła trwać o wiele dłużej. Polacy, Litwini i Rusini mogli odnieść więcej zwycięstw nad Moskowitami. Jednak i tak skończyłoby się na tym, że prędzej czy później musieliby wrócić do domu.
W zderzeniu dwóch odmiennych cywilizacji reprezentowany przez Rzeczpospolitą Zachód nie mógł na dłuższą metę sprawić, by tak ogromny i dziki kraj jak Moskowia stał się jego przedłużeniem. Nawiasem mówiąc, obecnie Rosja szybko zbliża się do zagłady właśnie dlatego, że historyczny czas reprezentowanej przez nią specyficznej azjatyckiej cywilizacji dobiegł końca. Ona umiera z własnych, wewnętrznych przyczyn. Nie ma w tym winy Zachodu.
Pozwolę sobie się z panem nie zgodzić. Gdyby królewicz Władysław został carem Rosji, pojawiłaby się szansa na trwałe uzależnienie Moskwy od Rzeczypospolitej i jej ucywilizowanie.
W żadnym wypadku! Mentalność Polaków i Białorusinów w XVII w. była zupełnie inna niż mentalność mieszkańców Carstwa Moskiewskiego. Jeśli wcześniej na tronie nie utrzymał się Dymitr I Samozwaniec, Moskowit z pochodzenia, dobrze znający obyczaje swoich rodaków, to wychowany po europejsku królewicz Władysław miał na to jeszcze mniej szans. Moskiewskiej Rusi potrzebny był taki car, który – tak jak Piotr Wielki – mógłby walczyć z barbarzyństwem barbarzyńskimi metodami.
Gdy mówimy o zaprzepaszczonych szansach, warto wspomnieć o unii hadziackiej z 1658 r. Czy gdyby projekt ten się powiódł i Ruś stałaby się pełnoprawnym członem Rzeczypospolitej Trojga Narodów, udałoby się uratować Rzeczpospolitą?
Wysoko oceniam perspektywy, które otwierała unia hadziacka. Szkoda, że z tej unii nic nie wyszło.
Momentem zwrotnym konfliktu, momentem, w którym szala przechyliła się na korzyść Moskwy, był chyba pokój andruszowski z 1667 r., w którym Rzeczpospolita oddała Moskalom kawał Rusi.

Komentarze
Gen. George Patton: "Problem w zrozumieniu Rosjanina jest taki, że nie bierzemy pod uwagę faktu że on nie jest Europejczykiem, ale Azjatą i dlatego myśli pokrętnie. My nie możemy zrozumieć Rosjanina bardziej niż Chińczyka czy Japończyka i od kiedy mam z nimi do czynienia, nie miałem żadnego szczególnego pożądania zrozumienia ich poza obliczeniami jak dużo ołowiu lub stali trzeba zużyć, aby ich zabić. W dodatku, poza innymi cechami charakterystycznymi dla Azjatów, Rosjanie nie mają szacunku dla ludzkiego życia i są sukinsynami, barbarzyńcami i pijakami".
II RP poronil traktat Ryski i ND.
Co by nie Wam nie mowil Zijemkiewitcz i jego narodowi 'intelektualisci'
A teraz macie etniczno-narodowo-katolickie PRL Bis z rojen Dmowskiego.
Nie ma szans na Wielka Rzeczpospolita. Niestety.
'Narod dobry tylko ludzie K..wy' jak mawial JP2 (JP1 to tez marszalek tyle ze francuski :-))
W Rosji nie ma społeczeństwa, ludność tego "państwa" nie przeszła żadnych etapów emancypacji, upodmiotowienia, które przeszli Europejczycy. Jedynie przez krótki okres czasu pod koniec Rosji carskiej można mówić, że pewne zalążki cywilizowanego rozwoju społecznego się pojawiły, ale zostały zadeptane przez Sowietów.
W analizach eksperckich bierze się pod uwagę wpływ reżimu komunistycznego, sowietyzację na ludność Rosji. Najbardziej widoczne skutki to degeneracja społeczna, która przejawia się w alkoholizmie i narkomanii.
Ale istota problemu tkwi głębiej - człowiek sowiecki był hodowany tak jak hoduje się zwierzęta, selekcjonowany przez reżim, co doprowadziło do biologicznego, genetycznego wyniszczenia Rosjan, eksterminację jednostek wartościowych (wykluczenie ich z puli genowej), które stanowiły zagrożenie dla reżimu.
Gdy mówi się człowiek sowiecki - to na myśl przychodzi osobnik wyjałowiony intelektualnie i moralnie, niewolnik systemu totalitarnego, ale to nie tylko to choć to też jest oczywiście ważne, bo przy takiej demoralizacji nie da się stworzyć społeczeństwa, nawet system totalitarny nie działa. Ale człowiek sowiecki to dziś też po prostu osobnik biologicznie, genetycznie zdegenerowany efekt czystek, eliminowania przez reżim komunistyczny wszystkich wartościowych osobników.
Współczesność jest inna niż XVIII/XIX wiek, dziś rywalizacja przebiega na innych polach, choć oczywiście może też przyjąć formę wojny. Poza tym potęgi, które gnębiły Rzeczpospolitą - niemiecka i rosyjska praktycznie nie istnieją, o ile Niemcy mają potencjał gospodarczy, ale też borykają się z coraz poważniejszymi problemami wewnętrznymi, o tyle Rosja post sowiecka jest rozpadającym się obozem, który w kupie dzięki terrorowi trzymają służby byłego ZSRR, które w całości przejęły władzę po jego upadku.
2 Dlaczego tak jest? Otóż Rosja, w odróżnieniu od Europy, nie miała swojego renesansu. Nie przeszła nigdy przez etap reformacji i kontrreformacji. W wielu krajach Europy owe burze konfesyjne przyniosły wprawdzie za sobą okres okrutnych wojen religijnych. Ale walczono nie tylko orężem, walczono także na argumenty. I stopniowo - nie bez bólu - w Europie zakorzeniała się akceptacja dla idei, że można się nie zgadzać z bliźnim, ale mimo to można pokojowo obok bliźniego żyć.
3 W Rosji nic podobnego: tam spór musi wyjść całkowicie na "moje", bowiem spotykanie się z oponentem w pół drogi jest z gruntu moralnie podejrzane.
Dla Rosji i Rosjan nie istnieje coś takiego jak kompromis w zachodnim rozumieniu tego terminu. Kompromis w rozumieniu Rosjan to takie przejściowe rozwiązanie, na które trzeba się zgodzić jeśli przeciwnik jest silniejszy, ale które można zakwestionować gdy tylko stosunek sił się zmieni.
4 Przećwiczyliśmy to także w wielowiekowych relacjach Polaków z Rosjanami. Co jakiś czas, uparcie, Moskale atakowali Rzeczpospolitą by oderwać od niej jakieś ziemie. Początkowo dostawali od polskich hetmanów bęcki, nawet jeśli siły polskie były wielokrotnie mniej liczne. Po poniesionej klęsce, car czy ktoś pomniejszy podpisywał z Rzecząpospolitą obłudny "pokój wieczysty", tylko po to by się wzmocnić i za 20 lat znów nas zaatakować. Znów Moskale dostawali bęcki, więc znów podpisywali jakiś kawałek papieru. I tak dalej.
Aż wreszcie Moskwa doczekała czasów gdy Rzeczpospolita osłabła zaś oni się wzmocnili. I wtedy granice Rosji zaczęły się przesuwać na Zachód. Aż połknęły większość przedrozbiorowej Polski.